Voit Voit
580
BLOG

Papier toaletowy i magnetofon Grundig

Voit Voit Rozmaitości Obserwuj notkę 8

 Przedziwne książki wydawane przez warszawskie wydawnictwo Muchomor zbieram dla syna - teoretycznie nie ma prawa rozumieć treści, przeznaczonej dla osobników znacznie starszych. Okazuje się jednak, ze przeczytane książki nie dość, że rozumie, to do tego pamięta i o nich dyskutuje. Przerobiliśmy już Halicz, Bitwę pod Grunwaldem i książeczki stricte religijne, fajnie napisane. Książki Muchomora dostajemy zaraz po ich wydaniu. Przyszła kolej na Krótką historię Solidarności, o której istnieniu nie wiedziałam, dopóki nie przyszła za pobraniem.

Książeczka jest niewielka, świetnie ilustrowana. Opowiada losy Ewy i Konrada Bielińskich, sympatycznie, ale bez patosu. Mówiąc szczerze - mnie nie zachwyciła, ale syn sprawę łyknął. Głowni bohaterowie go nie zainteresowali w najmniejszym stopniu, za to inne sprawy - i owszem.

Zaczęło się od kartek. Kartki znamy - przynajmniej ludzie z mojego pokolenia - aż za dobrze, ale jak wytłumaczyć młodzieńcowi w wieku lat sześciu, po kiego grzyba to było? Młodzieniec pokombinował i wyszło mu, że to takie dziwne pieniądze. Na szczęście mam jakieś niedobitki w szufladzie - kurczę, nie wykupiłam wołowego z kością - i miałam co zademonstrować na żywca. Wyjaśnienie, że pieniądze i kartki to dwie różne rzeczy zajęło mi pół wieczoru. Reglamentowanie benzyny było jakby nieco łatwiejsze – akurat kilka tygodni temu trafiliśmy na strajk we Francji i na kilometrowe kolejki po paliwo. Wojtek sprawę przemyślał i doszedł do wniosku, że paliwo na kartki ma sens. W dalszym ciągu jednak wracała sprawa kiełbasy.

- Mama, jak ten facio poszedł po kiełbasę, a kupił papier toaletowy, to z jego żoną coś jest nie tak - snuł przypuszczenia młody człowiek - Jak idę do pani po soczek i kupuję chrupki, to się wściekasz, nie?

Kolejny wieczór z głowy. Na szczęście syn mieszkał w Konstancinie i udało się wytłumaczyć, że moja teściowa nie musiała kombinować papieru toaletowego zamiast kiełbasy, bo papier - z powodu istnienia papierni w Jeziornej - był, ale za to kiełbasy nie było. Długie wynurzenia na temat łańcuszkowej wymiany barterowej - papier za szampon, szampon za rajstopy, rajstopy za „pieluszki dla mam” (podpaski) - mojemu synowi trafiły do przekonania. Ostatnio w szkole przehandlował piórnik z Batmanem na podejrzaną grę z robotami. Brak Marsów w sklepach i istnienie Pewexów nie dało się w żaden sposób wyjaśnić. Podobnie jak problemu walutowego – Wojtek ni w ząb nie może zrozumieć, po kiego licha kupować coś za dolary i jakieś bony (tu moja wina - w tłumaczeniu za daleko się posunęłam), jak można po prostu zapłacić kartą i po krzyku.

Zdjęcia w książeczce syna zainspirowały. Zwłaszcza czołgi i armatki wodne. Armatki widział na żywca, czołgiem jeździł na jakimś festynie. Uznał to za świetną sprawę. Problemem był magnetofon kasetowy.

Mamy takie coś w domu, w stareńkiej wieży. Kaset już nie mamy, ale za to znalazłam na strychu… autentycznego Grundiga! Cudo po prostu. Gdzieś wycyganiłam kasetę z disco-polo i sprzęt odpaliliśmy. Natychmiast wciągnął taśmę, wiedziona instynktem polazłam po spirytus i patyczek do uszu, żeby przeczyścić głowicę. Wojtek zaniemówił. To było coś! Zadziwiający sprzęt, który wydaje z siebie jakieś przedziwne dźwięki i wciąga tajemniczą tasiemkę w otchłanie piekieł, po czym wypluwa ją częściowo w formie harmonijki, stał się przedmiotem szkolnych rozmów.

- Ty… Ale oldskul… - jęknęło zafascynowane dziecko, wydłubując taśmę z opornej głowicy. Dobiłam go, wyciągając magnetofon szpulowy. To już był kompletny odlot.

- Anka (moje dziecko przechodzi przez etap mówienia mi po imieniu, wymiennie z mówieniem funkcyjnym), netu nie było?

Dyskusja na temat jednego - niektórych miejscach nawet dwóch - programów telewizyjnych wywołała opór.

- A satelity nie mogłaś założyć?

Pokazałam Wojtkowi moje zdjęcia - taka małolata, w Jabłoni koło Pisza, odbiera telefon na… korbkę. Innego w ośrodku PTTK -  rodzice prowadzili ośrodki turystyczne -  nie mieliśmy. Kręciło się korbką, zgłaszała się pani i ewentualnie można było ja namówić do współpracy. Synowi opadła szczęka.

- Oż ty… Ale super! Ja też tak chcę!

Wiecie co? Książeczka mi do gustu nie przypadła, ale pomyślałam sobie, że w sumie to były fajne czasy. Wolałabym wprawdzie, żeby moje dziecko te atrakcje ominęły. Tylko jak to wytłumaczyć małolatowi…

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości